Surowa cebula i piwo z lukrecją

Znacie takie powiedzenie: szybko, łatwo i przyjemnie? Z bytomską gastronomią jest dokładnie... odwrotnie. Najczęściej czas oczekiwania na posiłek dłuży nam się tak, że można w tym czasie zagrać w szachy, łatwe do przełknięcia to nie jest, a przyjemność spożywania posiłku czy przebywania w niektórych lokalach porównywalna jest do wypicia buteleczki oleju rycynowego.

Bytom to na pewno nie jest mekka kulinarnych smakoszy. Przybytków serwujących jadło tu jak na lekarstwo, różnorodność kuchni powala - królują kebab i pizza (dość wspomnieć o swoistym "zagłębiu kebabowym przy Piłsudskiego, ale o tym to już przy innej okazji.) Pomimo mikrej oferty gastronomicznej postanowiłem rozpocząć mini-cykl przewodnikowy po bytomskich jadłodajniach, restauracjach, lokalach, pubach, barach, itp., itd.

Niedawno, zniechęceni do długich spacerów mroźnym wieczorem postanowiliśmy z ukochaną zasiąść w pierwszym napotkanym lokalu - najlepiej takim, w którym jeszcze nigdy nie byliśmy. Traf padł na lokal o swojskiej nazwie Bajzel. W zasadzie, już nazwa powinna mnie odstraszyć (dla tych, co nie wiedzą, co znaczy Bajzel, słownikowe wyjaśnienia poniżej*), ale potraktowałem ją humorystycznie.

Dzielnie weszliśmy i po chwili namysłu postawiliśmy na pizzę "Świńska Pieczara" (to trzeba przyznać - nazwy mają tam w miarę zabawne i w miarę oryginalne). Do tego złocisty napój spieniony z (małego?) browaru na Górnym Śląsku.

To, że padło na takie, a nie inne piwa, to już niestety częściowo nasza wina. Częściowo, bo piwa lanego, które było w karcie, nie było w kegu. Częściowo zaś dlatego, że nie dopytaliśmy do końca, a i etykiety nie chciało nam się czytać. Mnie osobiście wystarczyło, że pani zza lady, skądinąd sympatyczna, stwierdziła, że "jest to piwo ciemne i mocne". Jest ok, pomyślałem sobie. Nie było ok. Tak trafiłem bowiem na piwo z... lukrecją, której nienawidzę. Cóż moja wpadka, trzeba czytać etykiety i skład poznać. Nie będę więc wymieniał nazwy browaru, by mu niepotrzebnie nie szkodzić. Może ktoś lubi piwo o posmaku lukrecji i wanilii? Ja w każdym razie tego nie dopiłem, a to już prawdziwa rzadkość.

Ale już to, co wjechało na desce, to już nie była nasza wina, bo tego nijak nie było możliwości wcześniej sprawdzić. Ciasto - owszem, ok, cienkie, jak lubię, nie najgorsze, mimo że wyginało się na wszystkie strony. Gorzej z całą resztą - prawie surowa cebula, prawie surowe pieczarki.
Poza tym, z tego, co zaobserwowałem przy innych stolikach, każda pizza została obficie posypana rukolą, która nie była wymieniona jako składnik zamawianych dań. A może ktoś nie lubi rukoli na pizzy, jak ja lukrecji w piwie? Zrobiło to na nas takie wrażenie, jakby pizza z menu to jedno, a pizza na stole to drugie - zależne od tego, co akurat kucharz miał pod ręką albo właściciel nabył w promocji w warzywniaku.

Przyznaję - zjedliśmy. Ale chyba tylko dlatego, że w tym akurat momencie zjedlibyśmy przysłowiowego konia z kopytami.

No dobrze, dla złagodzenia  - gdyby ktoś nie zauważył - negatywnego tonu napiszę to: fakt, byliśmy tam pierwszy raz, może mieliśmy pecha. Może pozostałe dania z menu są wyśmienite, a my mieliśmy pecha. Może w inne dni piec piecze lepiej, a my mieliśmy pecha. Ale jako, że nie lubię pecha przywoływać, to moja noga tam już więcej nie postanie.

Tym razem - porażka. Choć przyznać trzeba, że zdarzają się w Bytomiu gastronomiczne perełki godne polecenia nawet najbardziej wybrednym podniebieniom. Ale o tym, to już przy innej okazji.


pizza
foto: stocksnap.io; bynajmniej nie pochodzi z żadnego z bytomskich lokali

*BAJZEL


1) Nieporządek, bałagan.
2) Miejsce spotkań i handlu kompotem dla heroinistów; zwykle dworzec kolejowy

(1.1) pot. bałagan
(1.2) pot. zamieszanie
(1.3) pot. dom publiczny
(1.4) gwara narkotykowa fragment miasta, gdzie najłatwiej kupić narkotyki od ulicznych handlarzy narkotyków
(za: Wikisłownik)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 PoBytomiu , Blogger